poniedziałek, 1 stycznia 2018

Wolność, Miłość, Równowaga

Stał na linie, rozciągniętej pomiędzy oknami sąsiednich budynków. To była jego pierwsza próba bez zabezpieczenia. Wiał lekki wiatr. Lina zawieszona na wysokości 10 piętra. Zatrzymał się po kilku krokach. Na dole, 10 pięter w dół, gromadził się tłum. Słyszał szum, gwar i pojedyncze głosy. Także klaksony samochodów... Zatrzymał się a właściwie zatrzymało go to, że lina zadrżała i ugięła się. Teraz spojrzał w kierunku celu. Zaskoczony. Bo na jego linę weszła kobieta. Tak samo bez asekuracji. Tak samo przeszła. 5-10 kroków i -zatrzymała się... Patrzyli na siebie w milczeniu Spojrzeli na siebie z odległości 15-20 metrów. Ona pokazała gestem, że zaraz rusza. On to samo. Musiał iść... Gdy spotkali się w połowie drogi zatrzymali się na chwilę a potem ruszyli dalej. Chwilę trwało. Ciało zanurzyło się w ciele. Przenikali się. Ludzie na dole wstrzymali oddech Po jakimś czasie ona poruszyła się pierwsza. Jej stopa wysunęła się ze splątanych dwóch ciał. A gdy poczuła wolność, wysunęła się jeszcze bardziej. Za stopą łydka i kolano, udo i biodra.. Kobieta westchnęła i uwolniła się ze splotów. Wolna. Tłum westchnął. Zachwiała się. Przez tłum na dole przebiegł pomruk. Kobieta odzyskała równowagę. Przebiegła kilka kroków po linie i już była blisko dachu wieżowca. Lekko wskoczyła na ten dach. I skłoniła się publiczności. Wolna. Mężczyzna stał wciąż, obejmował ramionami powietrze, które ona nie tak dawno wypełniała. Drżał. Miłość opadała pierwszym jesiennym deszczem lub płatkami śniegu. Kobieta też czuła tę miłość. Patrzyła na swoje ręce i nogi. Na siebie. Wolną. Uwolnioną. Już nie wrócę na linę, postanowiła. I - nie oglądając się za siebie - zeszła schodami z 10 piętra i poszła do domu.

środa, 27 grudnia 2017

Powroty

Rozbiera się codziennie z całego dnia. Zdejmuje nastroje i emocje. Wydarzenia. Spojrzenia wrogów i przyjaciół. Przypadkowe dotknięcia w drodze do pracy. Zdejmuje służbowy strój i wchodzi w swoją skórę. W miękki plusz i aksamit. W plusz skóry i aksamit ust. W delikatne kosmyki włosów... Po kąpieli już jest innym człowiekiem. Mogła by teraz położyć się i zasnąć. Pośród pieszczot i czułości. Jednak obowiązki. Dzień się wydłuża o kolejne minuty i nagle zapada noc. Krótka noc. Czarna nicość. I bezsenność. Potem niechciany poranek. Jednak wciąż jest ten dzień w kalendarzu, na który czeka. Kawa. Człowiek. Życie. Pachnie morze tysiącami zapachów. Muszle w piasku. Ślady stóp. Wywłóczone na brzeg wodorosty. Białe żagle w oddali.

Zima

Zima była okrutna. Z mrozu pękały szyby w oknach a on nie miał gdzie się podziać.
Wokół żywej duszy. Domy wzdłuż ulicy wyglądały na wymarłe.. Szedł długo. Po jakimś czasie wydawało mu się, że mija pewien dom już trzeci raz. Przystanął. Cisza wisiała w powietrzu, cisza i mróz. Wejdę, pomyślał, wejdę do któregoś z domów, bo zamarznę. Podszedł do domu z uchylonymi drzwiami... Skrzypnęły drzwi, skrzypnęła podłoga pod jego nogami. Zamknął drzwi od środka... Było ciemno. Dłońmi wyczuł przestrzeń. Wolno przesuwał stopy, badając podłogę.. Jeszcze jeden krok i...dom jakby się zakołysał i przychylił... Wpadł w jakąś dziurę i spadał... Nie zdążył się przestraszyć!
- NAZWISKO? Pewny i władczy głos żądał odpowiedzi...
- Ja? Moje?? - Wykrztusił
- Hahaha...a czyje? Postać wynurzyła się z mroku...- Piekielny mróz, nieprawdaż?
- Co to jest? - Zapytał.
- Przedsionek piekła... A Ty tu po co? Chyba nie ma Cię jeszcze na liście... O..nie ma. Wynocha! Tylko kłopot z tymi...
- Ależ...
- Żadne ależ. Wracać na ziemię, żyć!
I w jednej chwili znalazł się znów na podłodze w opuszczonym domu, trochę miał podarte ubranie.. A obok siedziała oszołomiona dusza..
- Wskakuj! Rzekł. Jeszcze pożyjemy.
- Dobra, rzekła, to ok. I z uśmiechem przykleiła się do niego. Na całej długości.
- Śpimy. Zarządził. Od rana nowe, życie.
- Nowe, uśmiechnęła się od środka i zasnęła...

Z życia much

wieczorem, przy ruczaju
dwie muchy mają w zwyczaju
wymieniać doświadczenia
o świecie co się wciąż zmienia

jedna na przykład powiada
miałam dość długo sąsiada
leżał pośród robali
smaczny był lecz go zabrali
druga uderza w te słowa
a ja to jestem gotowa
spróbować pani kochana
każdego posiłku od rana
a potem dzień cały żuję
i czasem dobrze się czuję
a wtedy pierwsza dodała
ale się pani zalała
co to za dekadencja
wciąż bywać na zimnych przyjęciach
a wie pani co mówią w Ostródzie?
że nas nie lubią tam ludzie!
a co też pani powiada
zaraz zapytam sąsiada
ludzki to czasem jest człowiek
na nasze potrzeby odpowie
by tak gwarzyły do rana
lecz przyszła poranna już zmiana
muchy złapała na lep
czytasz to jeszcze...?? toś kiep! ,-)

Pocałunki

Czasem czujesz jak te pocałunki muskają Twoje usta i płyną dalej... Przenikają przez ubranie toczą się takie ciepłe czułe bliskie po skórze po szyi piersiach brzuchu drży wszystko uda kolana powoli gaśnie światło świadomości pocałunki to małe kosmiczne meteory które przylatują z kosmosu i trafiają głęboko i tam w środku wybuchają wybuchają a potem zaczyna się cisza taka chwila aż Twoja dłoń rozpina ubranie wtedy włącza się niecierpliwość...

Nocami

"Marzysz się we mnie nocnie",
Dziennie się we mnie otwierasz,
Nocami, gdy mi niemocnie,
Ostatnie sny mi odbierasz
Oczy szeroko otwieram
I w Twoje patrzę oczy
Ogród dziki, ziół pełen,
Zmysły me zauroczył
Idę a stopy gołe
Buszują w wysokiej trawie
Znajdę Cię. Tu, za stołem.
Zjem. Przy porannej kawie.

Nieskonsumowana

Pani już do pościeli
Skrada się cała w bieli
A tam pod kołdrą smok
Jeśli się cicho złożę
Obok smoka położę
To może, może smok mnie zje
Lub nie
Białego jestem lica
Trochę już nie dziewica
Ale
Przypaść do smaku mogę
Jeśli pokażę nogę
Albo i coś
Zatem już leżę w łóżku
I szepczę "mój kwiatuszku
Rozwijaj się"
A smoka głowa boli
Jęczy, rzęzi, biadoli
Ze smokiem źle!
O nieskonsumowana
Z wieczora oraz z rana

Marzenia

Wieczór w rozbitych lustrach myśli
Noc się już skrada pełną mocą
Co jeszcze nocą Ci się przyśni?
Po co śnić, pytasz, po co? Po co?
Kto nie ma marzeń, już umiera!
Kto nie śni, ten za życia trup.
Bez wyobraźni tu i teraz
Umie trwać tylko prosty słup.
Zanurz się w wyobraźni morze!
Wyrwij w bezkresną myśli dal.
Chcesz być jak orzeł? Bądź jak orzeł!
Leć ponad grzywaczami fal.
Hen, na kraj świata. Gdzieś za morza
Tam gdzie nie bywał jeszcze nikt
Gdzie świeci tajemnicy zorza
By szczęścia pić niejeden łyk!

Niesamotność

Jest taki wieczór co przychodzi do mnie
i taka noc jest przy której zasypiam
taki poranek co wciąż mówi do mnie
i taki dzień jest z którym wciąż oddycham
i są dni takie co pachną wieczorem
są i wieczory które pachną nocą
są noce długie które pachną Tobą
i są poranki nasycone mocą
dzień się wydłuża gdy jesteś daleko
a wieczór pędzi gdy już idziesz do mnie
noc raz jest śmigła raz przepływa lekko
pachnie kawą ranek w dzień znów jesteś przy mnie
w moich dłoniach i myślach
w każdej ciała warstwie
wiosenny przebiśnieg
i jesienny aster
bo jesteś wieczorem światłem co łagodzi
nocą która na palcach stąpając nadchodzi
porankiem co kawą nasyca i wieścią
że dniem też jesteś ze mną... choćby opowieścią

Ziarenko

Dawno, dawno temu pewien człowiek znalazł w kieszeni ziarenko. Nie wiedział, jakie. Jakie w nim jest życie ale wyszedł przed dom i zasadził te ziarenko w ogrodzie. Potem codziennie klękał w tym miejscu i modlił się. O deszcz, o dobrą pogodę, o słońce, by ziarenko pięknie wyrosło. Po tygodniu z ziemi wynurzył się jeden listek ale wieczorem już zwiądł i zmarniał, zadeptany przez zwierzęta, ludzi i cienie. Modlitwa i miłość nie zadziałały.
Inny człowiek znalazł ziarenko w kieszeni koszuli. Zdziwił się, skąd je przywiało? pomyślał i postanowił zasiać je na polu, na skraju innych upraw. Przy okazji, gdy zajmował się swoimi uprawami, nasionko dostawało swoją porcję wody i nawozu. Wyrosło wielkiei silne, i dzikie. Ten, który je zasiał, nigdy już nie poświęcił mu swojej uwagi. A czy może coś pięknego wyrosnąć bez miłości?
Trzeci człowiek dostał ziarenko w kopercie z listem. List był anonimowy. Ten człowiek miał twarde zasady. Wyszedł w góry i tam opuścił ziarenko na skalisty grunt. Gdy wrócił po roku, zobaczył młode drzewko rozpaczliwie trzymające się skały, wiszące częścią korzeni nad przepaścią. Wzruszył się i odszedł. Na skale tak trudno się rośnie.
Czwarte ziarenko podrzucam kolejnemu człowiekowi. I życzę mu więcej szczęścia

Księgą jesteś..

Księgą jesteś, księgą... Głaszczę Cię po okładce. Dotykam wypukłych znaków. Czytam słowa pierwsze. Dotykam grzbietu a potem delikatnie przewracam stronice. Strona po stronie. Zwilżam palec a każdy róg kartki ma teraz lekki ślad wilgoci. Czytam... Słowa przebiegają mi przed oczami jak perły długiego naszyjnika. Smakuję każde. Biorę w palce. W usta. Zapadają się w duszę. Czytam. Jest o dzieciństwie. Jest o młodości. O przyszłości. Jest o nadziejach. O porażkach. O chwilach szczęścia. Przewracam strony. Czuję Twój zapach. Oczekiwanie... Budzące się gdzieś życie. Będę Cię czytał... Do ostatniego rozdziału i dłużej... Dłużej...
Jesteś księgą. Powracam do przeczytanych rozdziałów i studiuję na nowo. Kręci mi się w głowie. Litery te same a tyle nowych znaczeń. Powoli czytam. Gdy śpisz, mam czas pomyśleć. Gdy nie śpisz... To pozwala z mi czytać... Strona po stronie... Delikatne fragmenty są okryciem. Dotykam z czułością. Uśmiechasz się, moja księgo..
Moja księgo... Jakże często powracam do pierwszego rozdziału. Do czasu, gdy pachnącą świeżością brałem Cię w ręce. Gdy ostrożnie otwierałem... Wtedy każdy drobny gest był cudem, każdy dotyk, każda najmniejsza pieszczot. Wtedy szukałem sensu i blasku w każdej literze... Potem wczytywałem się głębiej... Czasem niepotrzebnie wybiegając wprzód, omijając rozdziały... Zaglądając na ostatnią stronę... Była pusta. Wracałem wtedy pokornie na pierwszy stronice. Czytałem znów pierwsze słowa i rysował delikatne linie... Szczęśliwy. Niespokojny...

Wolność, Miłość, Równowaga

Stał na linie, rozciągniętej pomiędzy oknami sąsiednich budynków. To była jego pierwsza próba bez zabezpieczenia. Wiał lekki wiatr. Lina zaw...