środa, 27 grudnia 2017

Powroty

Rozbiera się codziennie z całego dnia. Zdejmuje nastroje i emocje. Wydarzenia. Spojrzenia wrogów i przyjaciół. Przypadkowe dotknięcia w drodze do pracy. Zdejmuje służbowy strój i wchodzi w swoją skórę. W miękki plusz i aksamit. W plusz skóry i aksamit ust. W delikatne kosmyki włosów... Po kąpieli już jest innym człowiekiem. Mogła by teraz położyć się i zasnąć. Pośród pieszczot i czułości. Jednak obowiązki. Dzień się wydłuża o kolejne minuty i nagle zapada noc. Krótka noc. Czarna nicość. I bezsenność. Potem niechciany poranek. Jednak wciąż jest ten dzień w kalendarzu, na który czeka. Kawa. Człowiek. Życie. Pachnie morze tysiącami zapachów. Muszle w piasku. Ślady stóp. Wywłóczone na brzeg wodorosty. Białe żagle w oddali.

Zima

Zima była okrutna. Z mrozu pękały szyby w oknach a on nie miał gdzie się podziać.
Wokół żywej duszy. Domy wzdłuż ulicy wyglądały na wymarłe.. Szedł długo. Po jakimś czasie wydawało mu się, że mija pewien dom już trzeci raz. Przystanął. Cisza wisiała w powietrzu, cisza i mróz. Wejdę, pomyślał, wejdę do któregoś z domów, bo zamarznę. Podszedł do domu z uchylonymi drzwiami... Skrzypnęły drzwi, skrzypnęła podłoga pod jego nogami. Zamknął drzwi od środka... Było ciemno. Dłońmi wyczuł przestrzeń. Wolno przesuwał stopy, badając podłogę.. Jeszcze jeden krok i...dom jakby się zakołysał i przychylił... Wpadł w jakąś dziurę i spadał... Nie zdążył się przestraszyć!
- NAZWISKO? Pewny i władczy głos żądał odpowiedzi...
- Ja? Moje?? - Wykrztusił
- Hahaha...a czyje? Postać wynurzyła się z mroku...- Piekielny mróz, nieprawdaż?
- Co to jest? - Zapytał.
- Przedsionek piekła... A Ty tu po co? Chyba nie ma Cię jeszcze na liście... O..nie ma. Wynocha! Tylko kłopot z tymi...
- Ależ...
- Żadne ależ. Wracać na ziemię, żyć!
I w jednej chwili znalazł się znów na podłodze w opuszczonym domu, trochę miał podarte ubranie.. A obok siedziała oszołomiona dusza..
- Wskakuj! Rzekł. Jeszcze pożyjemy.
- Dobra, rzekła, to ok. I z uśmiechem przykleiła się do niego. Na całej długości.
- Śpimy. Zarządził. Od rana nowe, życie.
- Nowe, uśmiechnęła się od środka i zasnęła...

Z życia much

wieczorem, przy ruczaju
dwie muchy mają w zwyczaju
wymieniać doświadczenia
o świecie co się wciąż zmienia

jedna na przykład powiada
miałam dość długo sąsiada
leżał pośród robali
smaczny był lecz go zabrali
druga uderza w te słowa
a ja to jestem gotowa
spróbować pani kochana
każdego posiłku od rana
a potem dzień cały żuję
i czasem dobrze się czuję
a wtedy pierwsza dodała
ale się pani zalała
co to za dekadencja
wciąż bywać na zimnych przyjęciach
a wie pani co mówią w Ostródzie?
że nas nie lubią tam ludzie!
a co też pani powiada
zaraz zapytam sąsiada
ludzki to czasem jest człowiek
na nasze potrzeby odpowie
by tak gwarzyły do rana
lecz przyszła poranna już zmiana
muchy złapała na lep
czytasz to jeszcze...?? toś kiep! ,-)

Pocałunki

Czasem czujesz jak te pocałunki muskają Twoje usta i płyną dalej... Przenikają przez ubranie toczą się takie ciepłe czułe bliskie po skórze po szyi piersiach brzuchu drży wszystko uda kolana powoli gaśnie światło świadomości pocałunki to małe kosmiczne meteory które przylatują z kosmosu i trafiają głęboko i tam w środku wybuchają wybuchają a potem zaczyna się cisza taka chwila aż Twoja dłoń rozpina ubranie wtedy włącza się niecierpliwość...

Nocami

"Marzysz się we mnie nocnie",
Dziennie się we mnie otwierasz,
Nocami, gdy mi niemocnie,
Ostatnie sny mi odbierasz
Oczy szeroko otwieram
I w Twoje patrzę oczy
Ogród dziki, ziół pełen,
Zmysły me zauroczył
Idę a stopy gołe
Buszują w wysokiej trawie
Znajdę Cię. Tu, za stołem.
Zjem. Przy porannej kawie.

Nieskonsumowana

Pani już do pościeli
Skrada się cała w bieli
A tam pod kołdrą smok
Jeśli się cicho złożę
Obok smoka położę
To może, może smok mnie zje
Lub nie
Białego jestem lica
Trochę już nie dziewica
Ale
Przypaść do smaku mogę
Jeśli pokażę nogę
Albo i coś
Zatem już leżę w łóżku
I szepczę "mój kwiatuszku
Rozwijaj się"
A smoka głowa boli
Jęczy, rzęzi, biadoli
Ze smokiem źle!
O nieskonsumowana
Z wieczora oraz z rana

Marzenia

Wieczór w rozbitych lustrach myśli
Noc się już skrada pełną mocą
Co jeszcze nocą Ci się przyśni?
Po co śnić, pytasz, po co? Po co?
Kto nie ma marzeń, już umiera!
Kto nie śni, ten za życia trup.
Bez wyobraźni tu i teraz
Umie trwać tylko prosty słup.
Zanurz się w wyobraźni morze!
Wyrwij w bezkresną myśli dal.
Chcesz być jak orzeł? Bądź jak orzeł!
Leć ponad grzywaczami fal.
Hen, na kraj świata. Gdzieś za morza
Tam gdzie nie bywał jeszcze nikt
Gdzie świeci tajemnicy zorza
By szczęścia pić niejeden łyk!

Niesamotność

Jest taki wieczór co przychodzi do mnie
i taka noc jest przy której zasypiam
taki poranek co wciąż mówi do mnie
i taki dzień jest z którym wciąż oddycham
i są dni takie co pachną wieczorem
są i wieczory które pachną nocą
są noce długie które pachną Tobą
i są poranki nasycone mocą
dzień się wydłuża gdy jesteś daleko
a wieczór pędzi gdy już idziesz do mnie
noc raz jest śmigła raz przepływa lekko
pachnie kawą ranek w dzień znów jesteś przy mnie
w moich dłoniach i myślach
w każdej ciała warstwie
wiosenny przebiśnieg
i jesienny aster
bo jesteś wieczorem światłem co łagodzi
nocą która na palcach stąpając nadchodzi
porankiem co kawą nasyca i wieścią
że dniem też jesteś ze mną... choćby opowieścią

Ziarenko

Dawno, dawno temu pewien człowiek znalazł w kieszeni ziarenko. Nie wiedział, jakie. Jakie w nim jest życie ale wyszedł przed dom i zasadził te ziarenko w ogrodzie. Potem codziennie klękał w tym miejscu i modlił się. O deszcz, o dobrą pogodę, o słońce, by ziarenko pięknie wyrosło. Po tygodniu z ziemi wynurzył się jeden listek ale wieczorem już zwiądł i zmarniał, zadeptany przez zwierzęta, ludzi i cienie. Modlitwa i miłość nie zadziałały.
Inny człowiek znalazł ziarenko w kieszeni koszuli. Zdziwił się, skąd je przywiało? pomyślał i postanowił zasiać je na polu, na skraju innych upraw. Przy okazji, gdy zajmował się swoimi uprawami, nasionko dostawało swoją porcję wody i nawozu. Wyrosło wielkiei silne, i dzikie. Ten, który je zasiał, nigdy już nie poświęcił mu swojej uwagi. A czy może coś pięknego wyrosnąć bez miłości?
Trzeci człowiek dostał ziarenko w kopercie z listem. List był anonimowy. Ten człowiek miał twarde zasady. Wyszedł w góry i tam opuścił ziarenko na skalisty grunt. Gdy wrócił po roku, zobaczył młode drzewko rozpaczliwie trzymające się skały, wiszące częścią korzeni nad przepaścią. Wzruszył się i odszedł. Na skale tak trudno się rośnie.
Czwarte ziarenko podrzucam kolejnemu człowiekowi. I życzę mu więcej szczęścia

Księgą jesteś..

Księgą jesteś, księgą... Głaszczę Cię po okładce. Dotykam wypukłych znaków. Czytam słowa pierwsze. Dotykam grzbietu a potem delikatnie przewracam stronice. Strona po stronie. Zwilżam palec a każdy róg kartki ma teraz lekki ślad wilgoci. Czytam... Słowa przebiegają mi przed oczami jak perły długiego naszyjnika. Smakuję każde. Biorę w palce. W usta. Zapadają się w duszę. Czytam. Jest o dzieciństwie. Jest o młodości. O przyszłości. Jest o nadziejach. O porażkach. O chwilach szczęścia. Przewracam strony. Czuję Twój zapach. Oczekiwanie... Budzące się gdzieś życie. Będę Cię czytał... Do ostatniego rozdziału i dłużej... Dłużej...
Jesteś księgą. Powracam do przeczytanych rozdziałów i studiuję na nowo. Kręci mi się w głowie. Litery te same a tyle nowych znaczeń. Powoli czytam. Gdy śpisz, mam czas pomyśleć. Gdy nie śpisz... To pozwala z mi czytać... Strona po stronie... Delikatne fragmenty są okryciem. Dotykam z czułością. Uśmiechasz się, moja księgo..
Moja księgo... Jakże często powracam do pierwszego rozdziału. Do czasu, gdy pachnącą świeżością brałem Cię w ręce. Gdy ostrożnie otwierałem... Wtedy każdy drobny gest był cudem, każdy dotyk, każda najmniejsza pieszczot. Wtedy szukałem sensu i blasku w każdej literze... Potem wczytywałem się głębiej... Czasem niepotrzebnie wybiegając wprzód, omijając rozdziały... Zaglądając na ostatnią stronę... Była pusta. Wracałem wtedy pokornie na pierwszy stronice. Czytałem znów pierwsze słowa i rysował delikatne linie... Szczęśliwy. Niespokojny...

Kobieta i jej perły

Znów zmierzch osiadał na krawędzi dnia. Tym razem był to wieczór jeden z tych szczególnych. A ona siedziała sama na brzegu wanny. Kątem oka widziała się w lustrze. Ogarniały ją mieszane uczucia. Lata mijały a ona nie była tak bardzo szczęśliwa, jak by chciała. Próbowała różnych związków. Bywała zakochana. Bywała porzucana. Sama też odchodziła i wracała. Lub brała nowych facetów w swoje ramiona i uda. Dziś poczuła się zmęczona. Tym tańcem z życiem.
W domu było ciepło. I cicho. Dzieci wybiegły na podwórko. Raczej nie wrócą same. Będzie musiała zawołać je i namówić do powrotu. Wie, że wrócą. Są dość posłuszne. A dziś ma dla nich też deser. Słodycze. Smakołyki. Przyjdą. Będą z nią przez chwilę. Potem zażądają bajek, telewizji lub przytulenia. Dostaną wszystkiego po trochu i położy je spać. A teraz ma czas dla siebie.
W nocy przyśniło jej się coś o czym trochę wstydziła się myśleć za dnia. Ale sen nie odleciał, jak to często bywa ze snami. Ten przykleił się do niej delikatnie i trwał. Migotał. Uśmiechnęła się. Kobieta po 40tce, pomyślała... To skarb. Perła. Zatem... mrugnęła do swego odbicia w lustrze. Zatem. Jeszcze się niektórzy zdziwią! A ja najbardziej. Promień uśmiechu zalał blaskiem jej usta i pozostał.
Kolejne dni nie różniły się od siebie. Natomiast wszystko jakby wypiękniało. Jakby wypełniło się rozświetleniem. Błyszczało i lekko raziło oczy. Życie z każdym dniem znów podobało jej się bardziej.
Na urodziny dostała perłę. Pojedynczą perłę nawleczoną na cienką nić.
Zdjęła z szyi (na chwilę) sznur pereł i powoli je przeliczyła. Były różnej wielkości.
Od drobnych po średnie i większe. Raczej regularne ale czasem wyczuwała opuszkiem palca zgrubienia i skazy na niektórych. Dziś zsunęła je wszystkie i ułożyła inaczej niż dotychczas.
Po prawej i po lewej stronie ułożyła te najmniejsze, potem dodawała kolejne. Na środku położyła tę perłę największą. Tę którą właśnie otrzymała.
Nawlekała je powoli i z uczuciem jakiego dawno nie doznała. Nawlekała każdą perłę myśląc o niej i o czasie jaki ze sobą niosła. O swojej młodości, pierwszych miłościach, prawdziwym zakochaniu, seksie i namiętności, pasjach a także zwykłych dniach, chorobach i smutku. Życie zapisane w perłach było prawdziwe ale... jakoś niepełne. Może któraś z pereł była fałszywa? Może wypełniona strachem promieniowała na inne. Zarażała je i powodowała przygaszanie blasku?
Delikatnie polerowała każdą z pereł, ogrzewała ją i obserwowała jej blask.
Każda była przecież cząstką jej. Nie do wyrzucenia, nie do zaprzeczenia.
Z tym sznurem będę dalej żyć. Uśmiechnęła się. I ten sznur będzie ze mną.
Ale ja to teraz trzymam w ręku i układam naszyjnik. Dziś ja decyduję o tym jak wygląda mój sznur. Jak sobie przeplotę, jak nawlokę, jak dumnie nosić będę.
Największą perłę nawlokła na środek. Potem następne. Wieczorem założy sznur korali ale już teraz czuła jego ciepło i lekkość. Wieczór nie był już samotną wyspą.
Perła nr 40 zalśniła na środku naszyjnika, jaka będzie perła nr 41... Zobaczymy.
Może to będzie ta czarna. Ta cenna. Najcenniejsza.

Noc

Noc. Ciemno.
Nocą koszulka cienka
W ciepłej już leży pościeli
A obok jej właścicielka
Grają cicho anieli

Jej białą skórę biorę
W palce jak szczyptę przyprawy
A potem już zaraz kolej
Na ust najczulsze wyprawy
Usta jej chwytam ustami
I delikatnie gryzę
Noc, ciemno, jesteśmy sami
Po ciemku się nie wstydzę
Dotykiem jej biodra odnaleźć
Językiem policzyć uda
Usłyszeć jęki i żale
Z pieszczot te wszystkie cuda
Noc ciemna a w tej ciemności
Dwa smaki się smacznie plotą
Chcę dziś już w pani gościć
Pani też chodzi o to
A noc już w ciemność odpływa
Iskrzą się oczy i dłonie
Nie będę odpoczywał
Skoro przyszedłem do niej

Zapach truskawek

Bo jest coś takiego jak zapach truskawek, który pozostaje długo na opuszkach palców, długo po tym jak truskawki zginą w talerzu czy w czyichś ustach i brzuchu. Los truskawek jest znany ale ten zapach! Ten zapach unosi się w powietrzu a potem osiada na dłoniach i marzy. A z tym faktem już nic nie można zrobić całe życie. Nic...

Okulary

W okularach wyostrzał się cały świat, więc warto było je zdjąć. Zdjąć, by proste linie zmiękły, by kolory rozmywały się jak akwarele. Nowe obrazy nakładały się wtedy na siebie miękko i przewijały jak w kalejdoskopie. Szybko jednak wracały na miejsce i do formy, jak i linie proste, w chwili gdy znów dłoń nakładała okulary na nos. Ale jednak coś pozostawało z tego oślepienia. Rodziło się wieczorami i przenikało do snów, tam rozpływało się w niejasnych przeczuciach. Drżało w nocnym powietrzu, gasło o poranku. Zostawiało lekki tatuaż na wewnętrznej stronie skóry.

Poeta

Poeta ma ręce zajęte pisaniem
A głowę zajętą gwiazdami
Kobiety nie może więc pieścić nad ranem
Tym bardziej pokrywać słowami
Poecie jest ciężko tak słowo przy słowie
Układać dla pięknej kobiety
Więc rzadko poeta a inny już człowiek
Kobiece poznaje zalety
Bo często nad ranem brakuje mu słowa
Lub rymu brakuje z wieczora
Więc praca poety na czas nie gotowa
I bomba wybucha na forach
Kobiety na plotki nie mają już czasu
Mężczyźni pić nie chcą z poetą
Ten dramat poeta mógł wyczuć zawczasu
Lecz poszedł gdzieś ścieżką lecz nie tą...

Wujek

Wujek przyjechał. I od razu w domu zamieszanie. Za dużo o jedną osobę. Przy stole brakujące krzesło uzupełniam taboretem. Nikt jednak nie chce siadać na twardym. I talerze nie w komplecie. Dodatkowa miska jest różowa, sztućce ze starego srebra, niesmaczne. A za stołem ciasno. I do toalety jakaś dłuższa kolejka. Wujek wciąż coś chce! Młodych pyta o szkołę. Nas o pracę... Nie wiemy, po co przyjechał i na jak długo. Napięcie rośnie. Wczoraj zepsuł bidet. Szczegóły pominę. Trudno go było potem podnieść bo swoje waży. A sen? Fakt. Wieczorem chodzi po domu i szuka miejsca! Jeszcze nigdy nie byliśmy tak wcześnie w łóżkach, dzieci już w trakcie dobranocki! My tuż po dzieciach.. Czekamy tylko na chwilę zamyślenia wujka i leżymy z rączkami na koldrach. Rano znajdujemy wujka w wannie. Żyje. Mówi, że to jego życiowa przygoda i survival. Podejrzewam, że ktoś tu czegoś nie rozumie.

Chcę

Chcę
Poczujesz
Chcę byś poczuła
Za każdym razem
Gdy się obudzisz nocą
Chcę byś poczuła moje

Wędrując palce
I język
Czułe dotknięcia pomiędzy pośladkami
Wilgoć
Za każdym razem
Poczujesz
Wiem
Bo jestem
Palcami i koniuszkiem języka
Jestem wyobraźnią
Staję się prawdą
Jesteś na czubku
Mojego języka
Na palcach
Nocą
Za każdym razem gdy...
Poczujesz
Chcę

Pijana

Cóż robią te ręce?
Co robią pomiędzy moimi piersiami? Ciepłe dłonie, spływające po brzuchu lub płynące w górę, do ust. Cóż robią na moich ramionach? Plączą się we włosach. Odnajdują uszy i kark a potem całe plecy. Cóż robią na pośladkach? Czemu dotykają ud i łydek? Ocierają się o stopy, czemu? A gdy rozsuwają lekko moje nogi to odpływam... I czuję. Czuję, wypełnia mnie ciepło. Delikatny obłęd. Wariuję a te dłonie wariują ze mną. Budzę się wielokrotnie a potem znów zapadam w sen.
Pijana... dotykiem. Pijana

Czarodziejska maszynka

Kobieta, którą poznałem, jest wrażliwa. Śmieje się w głos i tańczy na ulicach. Lubi podróże. Lubi ludzi. Lubi życie. Ktoś jej kiedyś musiał zabrać trochę mocy i teraz dużo potrzeba jej energii. Zbudowałem więc maszynkę. Czarodziejską maszynkę do wytwarzania dobrej energii. Do przywoływania dobrych chwil i ludzi. Teraz się uczy. Gdy chce otwiera szafkę, wyjmuje maszynkę i kręci maleńką korbką. Wtedy brzmi cicha melodia, budzą się sny a świat nabiera kolorów. Taki moment z maszynką pozwala cały dzień być. Czuć. Żyć. Pod wieczór zdarza się zmęczenie ale sama świadomość, że maszynka jest, że leży, że można po nią sięgnąć...bardzo pomaga. Lubi dotykać maszynki, jej drewnianych elementów, gładkich jak szkło ale ciepłych i tej korbki, która potrafi się obracać z taką wdzięcznością.

Porządki

Robię porządki. Ona tu była. Była długo, śladów nazostawiała.
Naczynia? Do pozmywania. Na kubku po herbacie... ślad. Cień smaku. Piła z mojego kubka. Na łyżeczce lekki aromat cytryny i ciepło jej skóry. Splecione razem. Na jej palcach aromat cytryny pewnie pozostał. Sprzątam. Na talerzu rozgrzebane słodycze. Ciasto. Ślady ugryzień. Na brzeżku talerza zarys jej palca. Słodycz opuszka. Na widelcu mały zaciek lukru. Tu jej dłoń musnęła, ruch zatrzymany, jak w bryłce bursztynu.
Podchodzę do łóżka. Koc. Zagnieciony biodrami. Siedziała swobodnie, beztrosko. W gnieździe prześcieradła dla prostej przyjemności utkała zawój, zapis wieczoru. Sferę ciepła. W której delikatność się schowała. Ukryła. Czuję powiew chłodnego świeżego powietrza. Z uchylonego okna na rozgrzane łóżko. Rozwijam delikatnie koc, wytrząsam te jej ciepło na dywan. Na moje stopy. Falami lekkiej bawełny opada na mnie pył jej dotyku.
Strzepuję prześcieradło. Na nim... zarys jej dłoni. Obrys piersi. Odciśnięta linia brwi. Cienie pozostawione przez lampkę nocną, przez jej boczne ciepłe światło. Delikatnie przesuwam te cienie w stronę krawędzi łóżka. Opadają bezgłośnie.
W łazience też odnajduję jej zapach. Smugi na kafelkach. Muśnięcie na lustrze. Muślin pajęczyn zaczepionych pomiędzy drzwiami a szafką. Drży jak szkic jej przelotnego spojrzenia.
W kuchni świeca, którą zapaliła. Odciśnięta w ciepłym wosku. Ona. Cała. Rozlewa się wanilią. Zastyga piżmem przy drzwiach wyjściowych. Zostawia odciśnięcia bosych stóp na dywanie.
Delikatnie i uważnie ewidencjonuję te dowody jej bycia, jak zapis zbrodni doskonałej. Dotknięcia, muśnięcia, zdecydowane lub delikatne obejmowanie rzeczy i przestrzeni. Uśmiech. Spojrzenie spod rzęs. Wypowiadane słowa.
Zbieram, ewidencjonuję, układam. Sprzątam. Oczyszczam. Gromadzę w pudełeczkach pamięci. Bo gdy znów przyjdzie, ponownie będzie potrzebowała tych miejsc i przedmiotów. Bo gdy znów przyjdzie to pozostawi nowe znaki. Przeznaczenie nie wybucha nam w dłoniach fajerwerkami. Ono nam się mieni. Delikatnymi nićmi codzienności. Szary splot. Przetykany intensywnymi barwami.
(a na podłodze łazienki odkrywam zarys ludzkiej stopy, nową nadzieję na bezludnej wyspie, delikatnie szmatką poleruję podłogę, zbierając ulotność tej chwili)

wtorek, 26 grudnia 2017

Donna Lucia i jej wachlarz...

opowieść spisana ze słuchu w Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści
Donna Lucia i jej wachlarz...
--------------------------------
1.
Donna Lucia była od niedawna żoną bogatego kupca. Z tego to powodu jej tryb życia stał się bardzo ustabilizowany, w niedzielę szła do kościoła a w tygodniu wystawała w oknie i wachlarzem poruszała wolno przed twarzą swą, co oznaczało: jestem zamężna, jestem zamężna… jestem zamężna!!
Ruch wachlarza w ówczesnej Hiszpanii był tym językiem gestów, który był czytany przez wszystkich.
Jednak bogaty mąż często wyjeżdżał w interesach i poruszanie się wachlarza zmieniało tempo… z biegiem dni już nie było takie radosne i dumne… Jestem zamężna, przestało cieszyć donnę Lucię.
Jej wachlarz jakby przygasł, poruszał się ospalej i mdlej… mówiąc… jestem samotna, jestem samotna, jestem…
Jednak był wówczas mężczyzna, na widok którego donnie Luciii zabiło serce…
Słynny toreador, don Manolo… ach, jaki to był piękny mężczyzna! Jednak jak dotrzeć do jego serca, gdy całe życie donny Lucii to było okno i niedzielne wizyty w kościele…
2.
Donna Lucia od kogoś usłyszała, że i ona i jej ukochany don Manolo mają tego samego spowiednika… więc w głowie zakochanej zaczął kiełkować pomysł na poruszenie serca ukochanego. Udała się do swego spowiednika i powiedziała wzburzonym głosem: „Padre! Ja jestem donna Lucia, żona, poważna kobieta, a tymczasem… nie, to mi nie może przejść przez gardło! A tymczasem słyszę, czuję, widzę, że ten… ten… toreador… don Manolo… wciąż śledzi każdy mój ruch, wciąż patrzy na mnie i wciąż czuję jego wzrok na sobie! Ja nie mogę tego znieść! Padre… Padre, proszę… zwróć uwagę temu Seniorowi… że nie mogę być przedmiotem jego westchnień… ja… mężatka!!”
Spowiednik wezwał zaraz don Manola do siebie i srogo na niego nakrzyczał… Jak możesz! Jak możesz tak postępować z donną Lucią, ona jest taka niewinna, i taka wierna, i mężatka! Natychmiast przestań! I don Manolo przyrzekł poprawę ale od tej chwili to nie mógł oderwać od donny Lucii swych czarnych oczu… patrzył na nią co niedziela aż kościół wypełniał się westchnieniami
3.
Ale donnie Lucii te niedziele wydawały się odległymi portami podczas dłużących się dni powszednich… Więc przy okazji następnej znów pobiegła do spowiednika i wzburzona rzekła, mocno wachlując się wachlarzem dla ochłodzenia emocji: „Padre! Padre! Prosiłam cię o pomoc a tu na nic się nie zdały moje prośby! Jak wiesz ja mieszkam na ulicy Madryckiej i codziennie stoję w oknie jak każda uczciwa żona… Jednak ten niecny Manolo chodzi pod moim oknem i się pręży jak paw. Ja tego dłużej nie zniosę!! Jak ulica madrycka ma zachować swą dobrą sławę gdy tacy się tam kręcą i patrzą w okna na uczciwe kobiety!” Spowiednik wezwał natychmiast don Manolo i zrugał go okropnie: „Don Manolo, jak tak możesz!! Donna Lucia jest uczciwą kobietą, to mężatka, nie możesz codziennie chadzać ulicą madrycką i wpatrywać się w jej okno… Zabraniam Ci, zabraniam!!” Tego dnia skruszony don Manolo nie mógł złapać tchu. Natychmiast po kościele pobiegł na ulicę Madrycką i tam już codziennie kilka razy przechadzał się ulicą rzucając spod kapelusza upojne spojrzenia w kierunku okna w którym donna Lucia coraz gwałtowniej trzepotała wachlarzem….
4.
Donna Lucia następnej niedzieli znów podeszła do spowiednika: Padre! Zakrzyknęła, padre! To wprost oburzające. Don Manolo wczoraj skorzystał z chwili mej nieuwagi i podrzucił mi przez okno tako oto prezent, tu wskazała swój wachlarz… To nie może się zdarzać! Padre, proszę, przekaż ten wachlarz Don Manolo i naprawdę powiedz mu, że… że… tu aż zadrżał jej głos z oburzenia, że ja nie… załkała i odeszła płacząc! Poruszony spowiednik wezwał natychmiast don Manolo… i obrugał go niestosownymi słowami! Don Manolo, jak możesz? Prezent dla mężatki??? Weź, zabieraj ten wachlarz… i nie zbliżaj się już więcej do donny Lucii, kategorycznie zabraniam!” Uszczęśliwiony don Manolo wybiegł z kościoła i zaraz pobiegł na ulicę Madrycką. Tam przechadzał się wolnym, sprężystym krokiem rzucając już prawie otwarte spojrzenia w okno w którym donna Lucia prawie mdlała z rozkoszy…
5.
I tego dnia donna Lucia dowiedziała się, ze jej mąż wyjeżdża znów w interesach ale tym razem na dłużej. Więc pobiegła natychmiast do swego spowiednika i tam blada ze wzburzenia prawie krzyczała: „Padre, padre, wiesz, że przed moim domem, dokładnie pod moim oknem rośnie duże drzewo, którego grube gałęzie dotykają do okiennic! Wyobraź sobie, wyobraź sobie, ze wczoraj…. Nie, nie mogę tego powiedzieć… wczoraj don Manolo wspiął się na te drzewo i próbował otworzyć okiennicę, na szczęście zawołałam męża i on spłoszył intruza. Ale od dziś, padre, od dziś mój mąż wyjeżdża w dłuższą podróż… i kto mnie, niewinną obroni przed niecnymi zamiarami don Manolo?” Poruszony do żywego spowiednik wezwał natychmiast don Manolo i nie posiadając się z oburzenia wzywał Boga i wszystkich świętych na świadków, że don Manolo za żadne skarby dziś ani jutro, ani poprzez następne 2 tygodnie nawet nie podejdzie do tej jabłonki i nie wejdzie po jej gałęziach, i nie spróbuje otworzyć okiennic, które są zabezpieczone tylko słabym haczykiem… Padre! Ratuj” Wzburzony spowiednik nakrzyczał na don Manolo tak, że mało nie zemdlał z wysiłku a don Manolo… don Manolo jeszcze tej nocy szybkim i zdecydowanym ruchem wspiął się na jabłonkę, lekkim ruchem otworzył niedomknięte okiennice i wpadł w ramiona donny Lucii, która tym razem nie zasłaniała się wachlarzem ani niczym…

Gdybyś

Gdybyś teraz zadzwoniła byłbym w szoku
A gdybyś teraz przyszła też byłbym w szoku
Gdybyś wpadła na kawę i chwilę rozmowy
Przejazdem
Przed lub po podróży...
Byłbym w szoku
Po tylu latach
Bo wiesz
Chciałbym z Tobą spędzić starość i cieszyć się każdą chwilą
A tymczasem wiosną w ogrodzie milcząco kwitną kwiaty
Latem słońce wypala cienie
A jesienią blakną kolory
Nawet zima nie marznie już grudniem
Dużo się zmieniło
Piszę
Nie szukam Cię
Kochana
Ale gdybyś tu przyszła zaprosiłbym Cię do mojego życia jak kiedyś gdy byliśmy kochankami
Gdy byliśmy przyjaciółmi i kumplami
Cholera, jak tęsknię
Jesteś w każdym moim wierszu
W każdym oddechu
W każdym cichym zamyśleniu
Pewnie gdzieś wędrujesz, spotykasz ludzi, kochasz się z innymi facetami. Śmiejesz się i bogacisz
Pewnie tak
W naszym ogrodzie jest ta sama wiosna, co kiedyś
Gdybyś wróciła, moglibyśmy jeszcze żyć
Jednak, gdybyś zadzwoniła byłbym w szoku

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Oczekiwanie

Napisała, że przyjdzie. Krzątał się po domu, trochę pracował przy komputerze... Mijały godziny i zbliżał się wieczór. Pracował a jednocześnie wyobrażał sobie ją. Ją wieczorem. W cieniach wieczoru. W blasku świec. Z kieliszkiem wina w ręce. Pisał dla niej powieść. A ponadto projektował i rzeźbił meble. Pachniało świeżym drewnem. Gdy przychodziła wnosiła swój zapach. Cedr mieszał się z wanilią. Sosna z wiatrem. Gdy się kochali strużynki miękkiego drewna biegały po prześcieradle. Czasem przychodziła milcząca. Wtedy ją obejmował i pili wini w ciszy. Kochali się bezgłośnie. Gdy przychodziła radosna, bawili się w dzikie zwierzęta i polowaniu nie było końca. Świtem przecierali oczy. Kawa. Uśmiech i biegła do pracy. A on zanurzał się znów w słowach i rzeźbieniu. Czasem odkrywał na posłaniu jej rzęsę, maleńki znak rozpoznawczy. Dzwonił wtedy do niej lub pisał sms-a i doklejał jej cząstkę w albumie. W tym, gdzie miał już kosmyk jej włosów, odcisk palca, zarys ust i ślad zapachowy. Księgę skarbów odkładał na półkę. Dzwoniła w ciągu dnia. Nawet, jeśli nie odebrał, byli w kontakcie...

Dom na zimę

DOM NA ZIMĘ
Wynajmij ze mną dom na zimę.
Bo zimą zimno a we dwoje
Największe mrozy przetrzymamy
i ogrzejemy dwa pokoje.

Kominek dodam do pokoju
a i kuchenkę małą w sieni
będziemy mieszkać tam we dwoje
blisko
bliziutko
przytuleni.
Wynajmij ze mną dom we dwoje.
Czynsz tam wynosi odrobinę.
Bo za kuchenkę i pokoje
odpłaca ciepłem i spokojem.
Z każdego kąta spokój płynie
z każdego sprzętu ciepły poryw
może byś chciała w tej krainie
od wczesnych ranków po wieczory...
Wynajmij ze mną dom, w tym domu
dwoje przyjaciół niech zamieszka
codziennie prostych spraw walory
codziennie życia orzeł-reszka
Wynajmij dom a zima minie
jak w jakiejś pełnej snów krainie
i od śniadania po kolacje
rozmowy, sny i rewelacje
A kiedy wczesna wiosna wreszcie
zajrzy zza płotu do ogrodu
wyjdziesz do ludzi, pracy, życia
innego tam poszukać miodu
a kiedy wczesną wiosną wyjdziesz
wrócisz w jesienne zamieszanie
a ja znów Tobie dam ofertę
na wspólne zimą
zamieszkanie

Wolność, Miłość, Równowaga

Stał na linie, rozciągniętej pomiędzy oknami sąsiednich budynków. To była jego pierwsza próba bez zabezpieczenia. Wiał lekki wiatr. Lina zaw...